Bruce Willis ma afazję więc świat naprawdę się kończy



Każde pokolenie ma postaci, znanych ludzi, którzy stanowią pewien fundament.  Wiadomo, ze niektóre osoby mogą być fundamentem kilku pokoleń ale uogólnijmy trochę.

Dla mnie jednym z takich fundamentów jest właśnie Bruce Willis. Filmy z nim oglądam całe życie. Mam swoje ulubione, do których regularnie wracam i marzę nieprzerwanie o stworzeniu kolekcji filmów, nie tylko z Brucem zresztą.
Szklana pułapka, w której był jeszcze piękny i młody. Pulp fiction, Armagedon, Ze śmiercią jej do twarzy. Jako twardziel zagrał tyle ról, że nie spodziewałam się jak rewelacyjnie odnajdzie się w komediach i objawieniem dla mnie był film Red. Obie części kocham i wielbię.

Czas jednak mija i chociaż wydaje się, że niektórzy są niezniszczalni i będą zawsze to powoli wszyscy znikają. Śmierć jest ostateczna i chociaż bardzo smutna, to mnie bardzo ruszyła informacja o chorobie Bruce'a. 

Zdaję sobie sprawę, że w czasie kiedy na Ukrainie trwa wojna, dzieją się tragedie, przejmowanie się chorobą jakiegoś tam aktora jest słabe ale to dla mnie taki znak, że świat, mój świat, zmierza ku końcowi. Nie mówię, że ten koniec będzie zaraz, za minutę ale czuję jak wszystko się zmienia.

Kiedyś myślałam, że chciałabym żyć setki, jak nie tysiące lat. Takie wampiryczno - romantyczne bzdury. Teraz zastanawiam się jak trudne by to było.  Skoro mając niespełna 40 lat widzę tyle zmian na przestrzeni lat mojego życia, to co działoby się przez ich wielokrotność? Jak silnym trzeba być, żeby żyć tyle czasu.

Ot taki krótki wpis z luźnymi refleksjami na poważne jednak tematy.

Komentarze